facebook


Najnowszy News

 swieconka czolo

POŚWIĘCENIE POKARMÓW WIELKANOCNYCH

65 lat od powstania „Ecce Cor”

Cor glowna

Z ks. Adamem Włochem SCJ, współzałożycielem kleryckiego pisemka "Ecce Cor" rozmawia ks. Andrzej Sawulski SCJ


- W tym roku mija 65 lat od ukazania się pierwszego pisma w historii polskich sercanów, a właściwie – jak to określiliście – pisemka kleryckiego „Ecce Cor”. Jak wspomina Ksiądz tamten czas?

- Było to przedsięwzięcie dosyć nowatorskie, zważywszy, że byliśmy w tarnowskich scholastykacie świeżo „upieczonymi” klerykami, po odbytym nowicjacie w Stadnikach. Było w nas dużo entuzjazmu, i choć czas wypełniony był dalszą formacją i nauką, to pomyśleliśmy razem z księdzem Józefem Nawieśniakiem, by stworzyć jakieś pismo, które będzie wyrażało, co w nas żyje, co nurtuje młode dusze kleryckie, a jednocześnie będzie dotyczyć naszego powołania sercańskiego i Zgromadzenia.

I tak namówiliśmy do współpracy jeszcze kilku kolegów, powołaliśmy Komitet Redakcyjny, podzieliliśmy między sobą zadania i z datą 2 kwietnia 1951 r. ukazał się pierwszy numer pisemka. Tak mówiliśmy zdrobniale o nim, ponieważ nie było ono ani gazetą czy periodykiem, ani też biuletynem. Najbardziej pasowało nam określenie – pisemko, i tak pozostało, chociaż z 16 stron na początku, rozrosło się do prawie 100 stron w latach osiemdziesiątych.

A co do tytułu, to długo zastanawialiśmy się na nim. I może objawił się dlatego taki a nie inny, ponieważ nasza grupa „teologów tarnowskich” naprawdę żyła duchem Zgromadzenia. Założyłem „Kółko Dehoniańskie”, do którego przystąpili inni, a dwa razy na dzień, rano i podczas wieczornej adoracji odmawiany był „Akt wynagrodzenia”, który rozpoczynał się od słów „Ecce Cor…”, więc jakoś naturalnie nawiązaliśmy do tego Aktu, co uzyskało błogosławieństwo rektora domu ks. Jana Bema.

- Trzymam właśnie w rękach pierwsze numery i mimo 65 lat mają się nieźle, choć upływ czasu dodał im żółtych kolorów. Czym się Ksiądz zajmował w redakcji poszczególnych numerów?

- Wspomnę, że szefem pierwszego składu redakcji został Józef Nawieśniak, natomiast moim zadaniem była troska o stronę graficzną i techniczną razem z Rudolfem Janasikiem. Miałem zainteresowania w tej dziedzinie, robiłem zdjęcia, więc naturalnie zająłem się edytorskim wyglądem pisemka. Jako, że ukazywało się ono w naszym domu w Tarnowie, więc zaprojektowałem herb z domem, który był na okładce późniejszych numerów, jako stały element. Natomiast reszta grafiki związana była z tematem danego wydania.

Józef Nawieśniak, który był ode mnie trzy lata starszy, był kim w rodzaju myśliciela, teologa i filozofa, zmuszającym do refleksji i głębszego przemyślenia. Natomiast Stefan Stawczykowski był „złotą rączką” i zajmował się introligatorstwem oraz rozwiązywał techniczne problemy. Z kolei Joahim Wakan dbał o liternictwo. Wszystko przepisywaliśmy sami na maszynach, a najlepszym w tej dziedzinie był Paweł Leks, który uczył nas pisania wszystkimi palcami. Pomagał nam także Władysław Łukasik, posiadający smykałkę do różnych praktycznych rzeczy.

Oczywiście wszystko działo się za wiedzą i akceptacją przełożonego domu, którym był wtedy ksiądz Jan Bem, a potem ksiądz Stanisław Nagy. Ksiądz Bem napisał zresztą tak zwanego wstępniaka, wyjaśniając, dlaczego ukazuje się pisemko.

Powiem jeszcze, że pierwszy numer miał zaledwie trzy egzemplarze i to rzecz opatrznościowa, że zachował się do obecnego czasu.

- Wspomniał Ksiądz o tym, że kolejne numery miały swoją tematykę.

- Ustalaliśmy ją na kolegiach redakcyjnych, które też co jakiś czas ulegały zmianom, co do składu. Pojawili się również pierwsi współpracownicy wśród księży, jednak zawsze było to pisemko prowadzone przez kleryków. Trzymaliśmy się tej zasady, jak ryba wody. A co do treści poszczególnych numerów, to ich tematykę przynosiło życie i różne wydarzenia. Choćby drugi numer ukazał się w czerwcu, więc nawiązywał do uroczystości i kultu Serca Jezusowego. Były wydania poświęcone misjom świętym, Ojcu Założycielowi, patronom zgromadzenia i jego generałom, a nawet wakacyjny. Główna jednak idea koncentrowała się wokół czterech tematów: Cor Jesu – Cor Papae – Cor Patris Fundatoris – Cor rostrum.

W początkowych wydaniach zawsze było miejsce na poezję, wspomnienia, artykuły naszych księży, czy ciekawe referaty wygłaszane z okazji rozmaitych sympozjów i spotkań. Co do wierszy, to sporo publikował ich ksiądz Franciszek Nagy. Z kolei od 1956 r. ks. Adam Gąsiorek zaczął publikować na łamach pisemka swoje zapiski z Węglówki pt.: Żniwo na ugorze, czyli pamiętnik wielskiego proboszcza, który był ilustrowany zdjęciami.

- Wiem, że jego brat, ks. Stanisław Nagy jako rektor scholastykatu często doradzał redakcji.

- To prawda i muszę przyznać, że były to bardzo cenne uwagi. Przychodził na kolegia i bardzo wnikliwie przysłuchiwał się dyskusji, a potem dzielił się swymi spostrzeżeniami. Były one bardzo pożyteczne dla rozwoju pisemka. Zwracał nam uwagę, żeby miało ono swój określony charakter, by nie było jakąś kalką innych pism. Natomiast zachęcał nas, by było uzewnętrznieniem naszych przemyśleń, ale także ukazaniem różnych problemów. Potem sugerował, by jednym z zadań pisemka było łączenie istniejących scholastykatów: tarnowskiego, stadnickiego i płaszowskiego, który też wydawał pisemko „Unum”. Zachęcał nas także, by wyjść poza wewnętrzną tematykę i otworzyć się na to, czym żyje Kościół. Przestrzegał przy tym przed wodolejstwem, moralizatorstwem i sztucznym, górnolotnym pisaniem.

Ksiądz Nagy podtrzymywał nas także na duchu w trudniejszych momentach, które bywały. Podkreślał, że nasza praca nie jest na marne, że zostanie na długo, a być może pisemko zostanie kiedyś „pasowane” na pismo prowincji. Przypominam sobie, że podczas jakiegoś spotkania powiedział nawet, że owoce naszej pracy w „Ecce Cor” przyjdą później w postaci powstania w prowincji wydawnictwa i czasopisma z prawdziwego zdarzenia, wychodzącego poza nasze sercańskie podwórko.

W jakimś sensie były to słowa prorocze. Mamy profesjonalne pismo „Czas Serca”, „Wstań”, i Wydawnictwo Dehon.

- „Ecce Cor” z małymi przerwami ukazywał się systematycznie do 1987 r. Teraz jest kopalnią informacji o historii naszej prowincji, ale także oddającym atmosferę tamtych lat. Czy patrząc wstecz, a zarazem na nasze dziś, jako sercanów, widzi Ksiądz potrzebę przypominania tamtego czasu, czy zamknięcia go w archiwum prowincji?

- Powiem tak: gdyby nie powstał „Ecce Cor”, bylibyśmy ubożsi o wiele rzeczy. Nie udałoby się odtworzyć tamtych wydarzeń, choćby ludzka pamięć była znakomita. Dobrze, że udało się ocalić większość egzemplarzy, które dzisiaj są nieocenionym źródłem wiedzy o minionym czasie. I myślę, że trzeba wszystko zrobić, by nie odszedł on w siną dal… jak w tej znanej piosence. Starałem się po powrocie w pracy w Radio Watykańskim właśnie o to, by zachować dorobek naszych pokoleń. Każde archiwum w danej instytucji, domu zakonnym powinno być świętością, ponieważ w swych zasobach kryje przede wszystkim ludzi, którzy byli pośród nas, coś dobrego uczynili dla naszego rozwoju i włożyli sporo serca w różne dzieła i wspólnoty, w życie prowincji i zgromadzenia. I właśnie archiwa i prowadzone w naszych domach kroniki mówią nam o tym wszystkim. Warto do nich nieraz zaglądnąć, a szczególnie młodszym pokoleniom, bo tego nie znajdzie się na Facebooku.

Poświęciłem wiele lat porządkowaniu naszego archiwum i naszej historii. I mam nadzieję, że to na różny sposób będzie potrzebne dla przyszłych pokoleń, a szczególnie gdy obchodzone są jubileusze. Zbliża się jeden z nich: 70-lecia powstania prowincji. To dobra okazja, by wydobyć a szaf archiwum wydarzenia, osoby, które dały początek naszej obecności w Polsce. Dziękuję Bożemu Sercu, że mogłem choć trochę ocalić od zapomnienia miniony czas.

-Dziękuję za rozmowę.

Życie Zakonne

zakon