facebook


Najnowszy News

 swieconka czolo

POŚWIĘCENIE POKARMÓW WIELKANOCNYCH

Pasja ks. Adama Włocha SCJ

adam

Wiele różnych pasji miał w swym długim życiu ks. Adam Włoch SCJ. Niewątpliwie należała do nich także działalność filmowa.


Był maj 2016 r. Któregoś dnia otrzymałem mail od ks. Adama Włocha, mail pełen radości. Informuje w nim o „małym sukcesie” w swoim życiu, który wieńczy jego działalność jako filmowca-dokumentalisty. Ma podpisać umowę o przeniesienia na prowincję praw autorskich do swoich filmów, jakie nakręcił w latach 1960-1974.

„To wygląda naprawdę poważnie. Wejdę do dokumentacji Filmoteki Narodowej, jako zawodowy filmowiec, dokumentalista religijny. Teraz sprawa dojrzała do dalszego opracowania, które składam w twoje ręce” – podsumował.

Niedługo potem otrzymałem sporo zapisków dotyczących filmowej twórczości liczącego dzisiaj 88 lat życia ks. Adama, i po ich lekturze doszedłem do przekonania, że rzecz warta jest pióra, choćby z tego powodu, że odkąd go poznałem (początek lat 90-tych), w zasadzie nigdy nie kojarzyłem go z kamerą filmową, lecz bardziej z dziennikarzem i redaktorem w Radiu Watykańskim, potem „Czasu Serca”, tłumaczem setek publikacji i archiwistą.

Długo zastanawiałem się, jak „ugryźć” ten temat, na co zwrócić uwagę, jaki gatunek dziennikarski zastosować, by najlepiej pasował do tego przedsięwzięcia. Pojawiły się też wątpliwości, czy w ogóle jestem w stanie zmierzyć się z tak bogatym, ciekawym i w zasadzie mało znanym etapem życia ks. Adama?

Owe wątpliwości rozwiał ów radosny mail, w którym pojawiły się jeszcze takie słowa: „to zupełnie coś nowego w historii naszej prowincji”.

To prawda, nigdy w 70-letniej historii prowincji sercanów nie było zawodowego filmowca. Nawet dzisiaj, gdy mamy dostęp do wspaniałych kamer, aparatów cyfrowych i lustrzanych, gdy wrzucamy setki zdjęć i filmików do Internetu, gdy wszystko robią za nas automatyczne ustawienia, nie możemy nazwać się filmowcami; co najwyżej autorami.

W latach 60-tych, gdy ks. Adam trzymał w ręku profesjonalnego w tym czasie wschodnioniemieckiego „Pentalfexa”, trzeba było opanować kilka kluczowych rzeczy: kąt widzenia, ciągłość akcji, montaż, zbliżenia i kompozycję. A do tego nie wystarczył dobry sprzęt, lecz głównie talent, wiedza i umiejętność operowania kamerą, kreowania sceny, właściwego doboru perspektywy i światła oraz wiele innych rzeczy.

Ks. Adam nie zrobił żadnej szkoły czy kursu filmowego operatora, miał natomiast znajomych w słynnej Szkole Filmowej w Łodzi, którzy wprowadzili go w tajniki sztuki filmowego rzemiosła kamerą. Profesjonalny aparat z wymiennymi obiektywami dawał duże możliwości. Szerokokątny, normalny i średni obiektyw oraz zoom ze zmienną ogniskową pozwalały robić m.in. „najazdy” w czasie filmowania. Prawdziwy chrzest przeszedł sprzęt w 1966 r. podczas obchodów milenijnych chrztu w Gnieźnie, a potem na Jasnej Górze i w Krakowie. Także dla niego był to swego rodzaju chrzest, jako filmowca w sutannie. Widocznie musiał zrobić wrażenie na zawodowcach z Polskiej Kroniki Filmowej, którzy pojawili się na uroczystościach i pytali, z jakiej firmy ma taśmy w kamerze? Po usłyszeniu, że jest to niemiecki negatyw „Fern”, pozwolili mu skorzystać z zamontowanego w katedrze oświetlenia i doradzali, jakie ujęcia będą najlepsze. Nakręcony przeszło godzinny film o tytule: „Gniezno-Częstochowa-Kraków-1966” jest jednym z ważniejszych w ponad kilkunastoletniej działalności filmowej ks. Włocha. Jest również cennym dokumentem Millenium Chrztu Polski. Jednak – jak podkreśla - najbliższe są mu te, które zrobił odwiedzając niemal wszystkie miejsca pobytu sercanów w Polsce.

Ale nakręconych solidną niemiecką kamerą obrazów było znacznie więcej, i większość z nich dotyczyła różnych wydarzeń w prowincji, które dzisiaj są istotnym świadectwem pokazującym puls życia sercanów tamtych lat. Krótkie materiały reportażowe ks. Adam nazwał: Sercańska Kronika Filmowa (SKF). Są to kilkuminutowe migawki opatrzone dźwiękowym opisem z różnych zdarzeń, przeważnie dziejących się w stadnickim seminarium, ale też i w innych placówkach. Filmy mają swoje tytuły, a niektóre są w kolorze.

Nigdy ich nie widziałem i zapewne też większość osób w prowincji. Po spisie ich tytułów można jednak powiedzieć, że są niezwykle wartościowym zapisem historii prowincji lat 1963-1974, którą w ruchomych kadrach zatrzymał ks. Włoch.

W tych latach – jak obliczył – nakręcił około 40 tys. metrów taśmy filmowej, także kroniki z pamiętnych koronacji obrazów Matki Bożej w Myślenicach, Rychwałdzie, w Kościele Mariackim czy figury w Limanowej. Poza tym prowadził projekcję filmów w seminarium oraz jeździł z religijnymi filmami po parafiach i klasztorach, zwłaszcza żeńskich. Zrobił jeszcze jeden ważny film o millenijnej wystawie w krużgankach klasztoru Dominikanów w Krakowie pod nazwą: „Zakony w Tysiącleciu chrześcijaństwa w Polsce”. Na ekspozycji tej znalazły się także jego zdjęcia naczyń i szat liturgicznych z wielu klasztorów w Małopolsce, m.in. benedyktynów w Tyńcu. Miał bowiem wcześniejsze od filmowania hobby fotografowania, dzięki któremu zarabiał na produkcji obrazków i kartek świątecznych czy pamiątkowych zdjęć z uroczystości parafialnych (I komunia św., bierzmowanie, wizytacje). Przygotowywał wiele pomocy katechetycznych w postaci przeźroczy biblijnych i reprodukcji obrazów. To właśnie pozyskane tą drogą środki pozwoliły mu na zakup dobrego sprzętu, za pomocą którego mógł sfilmować procesje Bożego Ciała, pogrzeby, jubileusze kapłańskie, święcenia i prymicje sercanów, uroczyste akademia i wizytacje oraz zwyczajne migawki z wycieczek, wakacji, czy podróży do Węglówki i Florynki. Utrwalił na taśmie filmowej historyczną wizytę bp Karola Wojtyły w Stadnikach i ekshumację na cmentarzu Podgórskim księży: Wiechecia, Mytnika i Stoszki.

Na swą działalność miał zielone światło od rady prowincjalnej, choć całą odpowiedzialność musiał wziąć na siebie. Dobrze to rozumiał, by nie narażać zgromadzenia ani seminarium w trudnych dla Kościoła i zakonów latach. Wspomina tylko jeden epizod z uroczystości millenijnych w Gnieźnie, z którego wybawiły go…. dzieci. Wracając wtedy z prowincjałem ks. Romualdem Skowronkiem zostali zatrzymani do kontroli. Był przekonany, że dobiorą się do kamery i filmów. Nagle samochód otoczyła grupka dzieci wołających: „księży złapała milicja”. Zmieszani milicjanci ustąpili od dalszych czynności, dzięki czemu nakręcony film z uroczystości ocalał.

Ocalała także kamera, którą w kolejnych latach nakręcił sporo rolek, m.in. z wizyty w Polsce generała o. Alberta Bourgeoisa czy film „Z naszego seminarium” poświęcony rodzicom i rodzeństwu ówczesnych kleryków, ukazującym codzienne życie sercańskiej Alma Mater. Dzisiaj owa kamera, jego wierny „druh i przyjaciel” odpoczywa w futrzanej walizce od niemal 40 lat, bo jak mówi jej operator, przeszła na zasłużoną emeryturę. Mimo upływu lat, w każdej chwili jest jednak gotowa do pracy.

Ale na emeryturę nie poszły filmy ks. Adama. Co więcej, szczęśliwym trafem zainteresował się nimi kierownik Zespołu Restauracji Taśmy Filmowej w Filmotece Narodowej Paweł Śmietanka. Przy pomocy swego znajomego, również z filmowej branży ks. Pawła Danka, wszystkie filmy, które leżały lata w prowincjalnym archiwum i w domu bieżanowskim zostały zabezpieczone i zdeponowane w archiwum Filmoteki Narodowej. Czekają teraz na swą rekonstrukcję i digitalizację, czyli wykonanie cyfrowej wersji, co przedłuży ich żywot na wiele lat.

Ks. Włoch chyba nigdy nie przypuszczał, że w taki sposób potoczą się losy jego filmów, że po wielu latach leżenia w metalowych puszkach gdzieś przy strychu, znajdą swoje bezpieczne miejsce w pomieszczeniach Filmoteki Narodowej. Tym samym nazwisko ich autora znalazło się pośród wielu znakomitych polskich twórców filmów dokumentalnych i fabularnych. Miał nosa Krzysztof Zanussii, który kiedyś poznał ks. Adama w Krakowie i wykazywał ochotę przy jego pomocy i trzech jego znajomych filmowców, nakręcić dokument o Bazylice Mariackiej. Wprawdzie nie udało się, ale sam fakt uznania jego pracy i warsztatu filmowego przez znanego już wtedy reżysera świadczy tylko na korzyść filmowca w sercańskiej sutannie.

Jest jeszcze jedna rzecz warta podkreślenia w działalności filmowej ks. Adama. W odróżnieniu do fotografa, który pracuje raczej samotnie, filmowiec potrzebuje zespołu, który będzie go wspierał, choćby przy noszeniu sprzętu czy oświetleniu. Przy filmowaniu jest także dodatkowa trudność: potrzeba więcej czasu na przygotowanie, nie może być przypadkowych ruchów kamery, trzeba uważać na światło itd. Ponadto trzeba mieć jakiś pomysł, dobrze wszystko widzieć i zaplanować, bo inaczej czeka porażka. Ks. Adam nie miał pomocników, nosił sam ważący dobrze ponad 10 kilogramów sprzęt: kamerę, kasety, światłomierze, napęd, dodatkowe obiektywy, akumulatory i statyw. Był jednocześnie reżyserem, operatorem kamery, dźwiękowcem, lektorem i po części montażystą. Do swoich obrazów sam tworzył opisy. Dzisiaj sprzęt najnowszej generacji daje nieporównanie więcej możliwości stojącemu za obiektywem kamery i robienia ujęć, o których filmowcy w latach 60-tych mogli tylko pomarzyć. Tym bardziej należy podkreślić warsztat i wszechstronność, jaką posiadł w tym względzie.

Co by nie powiedzieć, ks. Adam Włoch jest jednym z nielicznych duchownych, jacy w swym curriculum vitae (przebiegu życia) mogą zanotować działalność filmową. Nie robił tego dla poklasku i własnej chwały. Miał po prostu zwyczajną pasję filmowania, która nie zna problemu braku czasu ani pieniędzy. Dawała mu zapewne dużo satysfakcji, ale również była posługą dla prowincji, utrwaleniem mniej czy bardziej ważnych jej historycznych chwil. I kiedy zastanawiam się, w jakiej pasji, będąc kapłanem i zakonnikiem, ks. Adam się najbardziej spełnił, to wydaje mi się, że właśnie była to pasja filmowca.

                                                                                                                   Ks. Andrzej Sawulski SCJ

----------------------------------------

Zdaję sobie sprawę, że tekst nie wyczerpuje dostateczne całej działalności filmowej ks. Adama Włocha. Jest jedynie dłuższym felietonem, wyrażającym subiektywny punkt widzenia. I jak wspomniane filmy czekają na digitalizację, również poruszony temat czeka właściwego opracowania.

Życie Zakonne

zakon