facebook


Najnowszy News

 kiermasz czolo

KIERMASZ PALM I OZDÓB WIELKANOCNYCH

Za mikrofonem papieskiej rozgłośni

radio czolo

Z pracującym w latach 1975-1989 w Radiu Watykańskim ks. Adamem Włochem SCJ rozmawia ks. Andrzej Sawulski SCJ


 

- W latach sześćdziesiątych zajmował się Ksiądz działalności filmową, co przyniosło między innymi taki efekt, że nakręcone filmy trafiły do zbiorów Filmoteki Narodowej, a osoba Księdza na listę filmowców-dokumentalistów. Ale przygoda z mass mediami nie zakończyła się na filmach.

- Ten czas pracy z kamerą wspominam z dużym sentymentem, poświęciłem temu dużo chwil i serca. Ale przychodzą takie momenty w życiu, że trzeba coś odłożyć na bok i szukać nowych wyzwań. Dlatego zdecydowałem się na wyjazd do Włoch, co stało się także ciekawe z tego powodu, że nazywam się Włoch. Do mej prośby przychylił się ówczesny prowincjał ks. Jan Bem, który polecił mnie swoim znajomym w Rzymie. Jeszcze nie wiedziałem konkretnie, czym tam będę się zajmował, nie myślałem o wielkich studiach, bo nie jestem typem naukowca, dlatego zdałem się na Bożą Opatrzność. Wspomnę jeszcze, że kiedy w 1975 roku udawałem się do Wiecznego Miasta był to wyjątkowy czas w Kościele, bo trwał Rok Święty.

- W Rzymie zamieszkał Ksiądz w Kolegium sercanów przy Via Casalle San Pio V.

- Przyjechałem we wrześniu 1975 roku, nie mając jeszcze dobrej znajomości języka włoskiego i nic nie wskazywało, że bardzo szybko znajdę się w rozgłośni Radia Watykańskiego. Ale w życiu dzieją się niespodzianki i tak było w moim przypadku.

- Jaka to była niespodzianka?

- Otóż na początku października zatrzymali się w Rzymie, w drodze z Indonezji do Polski dwaj nasi misjonarze z Polskiej Prowincji. O ich przyjeździe dowiedziała się siostra Marta Ryk OSU, która w tym czasie pracowała w Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego, zajmując się tematami misyjnymi. Zatelefonowała do naszego domu i rozmawiała z księdzem Eugeniuszem Hopciasiem, studiującym wtedy w Rzymie, prosząc o kontakt z misjonarzami. Kiedy ksiądz Hopciaś udał się z misjonarzami do radia, natknął się na ówczesnego kierownika Sekcji Polskiej, jezuitę o. Stefana Filipowicz, który namawiał go do podjęcia pracy w radiowym dzienniku, gdyż brakowało personelu do tłumaczenia i spikerów w audycjach. Nie mógł tego zrobić z powodu swoich studiów, ale polecił moją osobę. Na wieść, że pochodzę z Krakowa i w dodatku nazywam się Włoch, ojciec Filipowicz prosił o przyprowadzenie mnie do radia.

- Jak przebiegało to spotkanie?

- Okazało się, że ojciec Filipowicz zna mojego brata Jerzego. Współpracował z nim w harcerstwie w czasie swoich studiów kleryckich w Krakowie. Odkryliśmy także wspólnego znajomego, chirurga Krzysztofa Szczygła, który potem został księdzem. Po krótkiej rozmowie zaproponował pracę w charakterze tłumacza i spikera w dzienniku radiowym, a na próbę otrzymałem tekst serwisu prasowego do przetłumaczenia w domu. Nie było to doskonałe tłumaczenie, ale – jak stwierdził – „na początek, to zupełnie nieźle”.

- A kiedy Ksiądz pierwszy raz usiadł za radiowym mikrofonem?

- Dosyć szybko, co mnie bardzo zaskoczyło. Najpierw było próbne nagranie głosu. Otrzymałem do przeczytania przed mikrofonem w studio czterominutowy tekst z wiadomością z Jasnej Góry. Wyjaśniono mi przy tym rolę światełek na małej tablicy rozdzielczej i potrzebę wyrównania oddechu. Gdy zapaliło się światło czerwone z napisem: „Attenzione – Uwaga”, a po chwili zielone i napis: „Parlate – Mówić” przeczytałem swój pierwszy tekst bez pomyłki. Na próbę przyszedł dyrektor dziennika ojciec Francesco Farusi TJ, a po przesłuchaniu taśmy oceniono mój występ pozytywnie. Pamiętam, jak technik radiowy powiedział: „Widzę, że ksiądz miał często do czynienia z mikrofonem, zachował się ksiądz spokojnie i nie było widać tremy i dobrze ksiądz artykułował słowa w swoim trudnym języku polskim”.

- Pierwsze kontakt z radiem zakończył się powodzeniem, ale była to jedynie próba mikrofonu.

- Chrzest radiowy miał miejsce 8 października. Dzień wcześniej zostałem oficjalnie przyjęty do pracy razem z księdzem Hopciasiem, o co poprosiłem szefa, bowiem obawiałem się, że przy jeszcze nie najlepszej znajomości języka włoskiego będzie mi trudno. Nawiasem mówiąc, bardzo dużo zawdzięczam księdzu Hopciasiowi, serdecznemu druhowi także w rzymskim domu.

Ale wracając do rzeczy, ten dzień bardzo dobrze pamiętam, nawet jazdę windą na drugie piętro do pomieszczeń radia. Moim zadaniem było czytanie wyznaczonych części dziennika, a wcześniej przyglądnięcie się jego treści pod kątem teologiczno-kościelnym i językowym. Potem razem z Ewą Odrobną, która już jakiś czas pracowała w radiu, usiedliśmy naprzeciw siebie przy zielonym stoliku, i dzielił nas dwustronny mikrofon. Po chwili usłyszałem dwa znane mi sygnały Rozgłośni Watykańskiej i piękną melodię: „Christus vincit Christus regnat, Christus imperat”. I nie zapomnę jak śpiewnym głosem Ewa odczytała formułę otwarcia dziennika radiowego: Tu Rozgłośnia Radia Watykańskiego! Nadajemy dziennik radiowy w języku polskim na fali średniej 1829 kHerzów, czyli w paśmie 196-ciu metrów, na falach krótkich 6.190, 7.160, i 11.825 kHzów, czyli w paśmie 49, 41, 31 i 25 metrów oraz na fali ultrakrótkiej 96,3 megahertza. W naszym programie dzisiejszym:…Następnie odczytała program. A kiedy przyszła kolej na mnie, nawet nie wiem kiedy minęło te 13 minut wyznaczone na dziennik.

Mój pierwszy występ na żywo został w sumie oceniony dobrze, a pracownicy radia byli niezwykle życzliwi dla nowego kolegi. Zdawałem sobie jednak sprawę, że musze podnosić swoje umiejętności pod każdym względem, jako tłumacza, spikera i redaktora, czemu służyły różne kursy jaki zrobiłem. Wiedziałem też, że otwiera się przede mną nowy rozdział mego życia.

- Rozpoczął Ksiądz ten nowy rozdział życia opisywać poprzez krótkie notatki z pracy w Radiu Watykańskim zatytułowane „Kronika Rzymska”.

- Zawsze miałem potrzebę opisywania swego życia, drogi do Zgromadzenia i kapłaństwa, podejmowanych prac w prowincji i różnych wydarzeń. Ta swoista „mania” pisania objawiła się szczególnie w tarnowskim scholastykacie, gdy razem z innymi kolegami założyliśmy kleryckie pisemko „Ecce Cor”. Potem, gdy mieszkałem w Stadnikach prowadziłem seminaryjną Kronikę. Następnie pojawiła się pasją filmowa, która wiązała się z tworzeniem podkładów dźwiękowych do filmów i opisów. Z perspektywy czasu widzę, że to wszystko miało swój sens i okazało się potrzebne do kolejnych wyzwań, m.in. pracy w Radiu Watykańskim.

- Czy w rozgłośni będącej pod jezuicką pieczą można było wyrobić sobie mocną pozycję w Sekcji?

W naszej Sekcji panowała bardzo rodzinna atmosfera, o co starali się wszyscy. Ojciec Filipowicz od początku traktował mnie przyjaźnie i wiedział, że zależy mi na tej pracy i że jestem lojalny. Powiem nieskromnie, że byłem ceniony ze względu na swą dyspozycyjność. Byłem zawsze gotowy do pracy i mogłem w każdej chwili kogoś zastąpić. Na przykład, gdy odeszła z radia sekretarka (Ala D`Ugo), szef rzekł do mnie: „Adam, zajmij się tym, bo jest potrzeba” i tak się stało. Szybko poznałem wszystkie tajniki pracy radiowej, nawet te techniczne, potrzebne między innymi do transmisji Mszy św. Z kolei jak trzeba było prowadzić raporty z audycji wieczornych i z dziennika, również to robiłem. Nawet zajmowałem się zaopatrzeniem biurowym Sekcji i sprawdzaniem miesięcznego biuletynu radiowego przed oddaniem do druku oraz porządkowaniem i zamawianiem prasy krajowej i zagranicznej. Stworzyłem hasłowy katalog ważniejszych wydarzeń z prasy, porządkowałem posiadane wydawnictwa, i wreszcie do końca mej pracy w 1989 r. zajmowałem się nagraniami wszystkich przemówień Jana Pawła II na kasety, który potem były rozprowadzane.

Tak mniej więcej wyglądała moja praca na tak zwanym zapleczu radiowym. Była ona ceniona przez szefostwo, ale zawsze zdawałem sobie sprawę z mojej pozycji w rozgłośni.

- Wracając do „Kroniki Rzymskiej”, zanotował Ksiądz w niej wiele ciekawych zdarzeń z codziennej pracy w papieskim radiu.

Nie sposób ich zliczyć i wskazać, które najważniejsze, bo przez studio radiowe przewija się wiele osób i zdarzeń. Starałem się, by nie poszły one w niepamięć, więc prowadziłem osobistą Kronikę. Dzięki niej można poznać nie tylko fakty tamtych lat, ale atmosferę, jaka im towarzyszyła. Byłem m.in. świadkiem, jak wyglądały przygotowania do pierwszej polskiej Mszy św. transmitowanej przez Radio Watykańskie do Polski w niedzielę 7 października 1979 r., a odprawioną przez papieża Jana Pawła II w Kaplicy Sykstyńskiej. Papież bardzo o to zabiegał, by chorzy w ojczyźnie mieli dzięki radiu możliwość uczestniczenia w niedzielnej Mszy św. Zabiegała także w tym względzie z naszej sekcji s. Marta Ryk, urszulanka. W ciągu mej 14-letniej pracy w watykańskiej rozgłośni wiele razy pracowałem przy transmisji Mszy świętej i sam około 500 razy przewodniczyłem jej w kaplicy.

Drugim wydarzeniem bardzo istotnym w mojej pracy była współpraca z całym zespołem naszej Polskiej Sekcji podczas pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II do Polski w czerwcu 1979 r. Był to czas bardzo wytężonych zajęć. Przez wszystkie dni trwania pielgrzymki siedziałem w rozgłośni od rana do wieczora. Musiałem śledzić jej przebieg, zbierać materiały, opisywać wszystkie spotkania i wystąpienia papieża. Pomagałem ponadto innym sekcjom językowym w tłumaczeniu na język włoski fragmentów wypowiedzi papieskich i wyjaśnieniu różnych niejasności, a nawet udzielałem konsultacji geograficzno-topograficznych dotyczących Polski. Jedno wielkie „urwanie głowy” i odczuwane zmęczenie, ale także satysfakcja, że byłem potrzebny radiu w tym czasie. Wspomnę fakt, że w czasie pożegnanie na lotnisku Jan Paweł II zmienił swe przemówienie, więc ojciec Cabasses z Redakcji Centralnej zwrócił się do mnie o nagranie i przepisanie po włosku wszystkich zmian dla naszych radiowych sekcji i dla „L`Osservatore Romano”.

- Papież z Polski dostarczał waszej sekcji sporo tematów, ale i pracy.

- To prawda, mieliśmy o czym informować, ponieważ Jan Paweł II miał pracowity pontyfikat pod względem przemówień, spotkań, pielgrzymek, a nawet wypoczynku. Zajmowałem się tłumaczeniem jego wystąpień, przegrywaniem na taśmy, które potem rozprowadzaliśmy wśród ludzi i które także trafiały do kraju, gdzie trudno było zdobyć nieocenzurowane teksty papieskich przemówień. Przegrywałem i montowałem korespondencje naszych wysłanników do różnych miejsc, dokąd udawał się papież i robiłem skróconą kronikę wydarzeń związanych z papieskimi podróżami. To była moja codzienna praca. Ale najbliższy memu sercu był dziennik radiowy, który prowadziłem ponad dwa tysiące razy. Przy nim bowiem zaczynałem pracować w radiu i tutaj jest prawdziwa praca dziennikarza radiowego „na żywo”. Miałem też świadomość gdy zasiadałem przed mikrofonem, że mój głos przez fale eteru docierał do ojczyzny. To było za każdym razem duże wzruszenie.

- Wiem, że w tym czasie nie tylko skupiał się Ksiądz na pracy w radiu, ale na różny sposób pomagał prowincji polskiej.

- Trzeba pamiętać, że były to zupełnie inne czasy, a w Polsce Ludowej szczególnie, kiedy utrudnione było nawet wydawanie kartek czy obrazków religijnych. Więc pomagałem je zdobywać dla biur dobroczyńców, czy prymicjantów. Załatwiałem także inne dewocjonalia, błogosławieństwa papieskie, czy pierwsze po polsku kalendarze sercańskie. Zajmowałem się także opracowaniem historii naszej prowincji w języku włoskim oraz tłumaczeniem, wydawnictwem i wysyłką do kraju „Dehoniana”. Dużo pomagał mi ks. Ryszard Ryś, z którym przetłumaczyliśmy na włoski książkę ks. Władysława Majki na temat sylwetki sercanina.

Poza tym byłem poniekąd przewodnikiem dla księży z Polski po Rzymie i innych rejonach Włoch, zajmowałem się różnym gośćmi i misjonarzami, jacy pojawiali się w naszym rzymskim domu, a nawet byłem kierowcą na lotnisko czy pomagałem w kupnie biletów na samolot. Robiło się po prostu wszystko. Takie to było moje rzymskie życie, ale w sumie bardzo ciekawe, i nigdy nie przypuszczałbym, że kiedyś będę tyle lat we Włoszech i że w dodatku pracował w Radiu Watykańskim!

- Dziękuję za rozmowę.

---------------------------------------------------

Ks. Adam Włoch SCJ pracował w Radiu Watykańskim w latach 1975-1989. W tym czasie w rozgłości był dziennikarzem, tłumaczem, spikerem, pracował w dzienniku radiowy w Sekcji Polskiej, przygotowywał teksty audycji, gromadził informacje i uporządkował archiwum radia. W jednym z programów rozgłośni, wyemitowana została następująca informacja:

            „Z dniem 30 czerwca 1989 r. zakończył pracę w Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego ks. Adam Włoch SCJ, odwołany przez swoje władze zakonne do innych zadań w Zgroma­dzeniu Księży Sercanów. Współpracę z Radiem Watykańskim rozpoczął 7 października 1975 roku, jako redaktor i spiker w Dzienniku, a następnie w Sekcji Polskiej, gdy Dziennik przeszedł w jej kompetencje. Oprócz pracy redakcyjnej zajmował się prowadzeniem katalogów rzeczowych, informacyjnych u archiwum. Od samego początku transmisji z Rozgłośni Watykańskiej Mszy św. w języku polskim pełnił dyżury podczas nadawania w kaplicy naszego radia. - Wraz ze słuchaczami dziękujemy ks. Adamowi za wieloletnią i ofiarną współpracę, Bogu za wszelkie dobro, jakiego dokonał poprzez Jego posługę przed mikrofonami radia papieskiego. Na nowej placówce zakonnej i do pełnienia nowych zadań życzymy Ks. Adamowi wielu darów Ducha Świętego”

 

 

Życie Zakonne

zakon