facebook


Najnowszy News

 swieconka czolo

POŚWIĘCENIE POKARMÓW WIELKANOCNYCH

BYŁEGO KOŚCIELNEGO W GLISNEM  

Staszek cz23 stycznia br. odbyły się uroczystości pogrzebowe zmarłego w wieku 87 lat śp. Stanisława Zająca. W jego ostatnim pożegnaniu wzięli udział księża Jakub Gil, Jan Franczak i Tadeusz Mrowiec oraz mieszkańcy Mszany i Glisnego. 

     W czasie Mszy św. w kościele pw. Miłosierdzia Bożego w Mszanie Dolnej kazanie wygłosił ks. Andrzej Sawulski, duszpasterz w Glisnem, gdzie przez ponad 25 lat zmarły był kościelnym.

     „Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie….” Wybrałem te słowa św. Pawła na czas naszego pożegnania się podczas pogrzebu ze zmarłym śp. Stanisławem Zającem, długoletnim kościelnym w Glisnem.

Wybrałem je dlatego, bowiem wydaje się, że bardzo odpowiadają temu, kim był i jak żył, do którego zazwyczaj zwracałem się: panie Staszku, choć nieraz reagował, że żaden z niego pan. To prawda, nigdy się nie panoszył, był osobą skromną, drugiego planu i dyskretną, a zarazem otwartą na świat i ludzi, łatwo nawiązującą kontakt, lubiącą pogawędzić. Życzliwy i pomocny.

Są to wszystko ludzkie cechy, które innymi słowami określił św. Paweł, ….nikt nie żyje dla siebie!

Pan Staszek żył dla swoich bliskich w małżeństwie, mając rodzinę, budując dla niej dom, zdobywając pracą środki do życia. Nie ograniczał jednak swego życia i pracy wyłącznie dla nich. Mieszkając na pograniczu Mszany i Glisnego, pewnego dnia na początku lat 80-tych przyszedł z innymi mieszkańcami Zarabia by pomóc we wznoszonej pod Luboniem w trudnych czasach dla Kościoła kaplicy. Został na dłużej. Został kościelnym, czyli osobą troszczącą się o Dom Boży i to wszystko, co się w nim dzieje. A że kościół ma także otoczenie, więc zakasał rękawy i tysiące razy brał w ręce łopatę i kilof, bo trzeba było zrobić to czy tamto, bo ksiądz Karpierz prosił – jak często mawiał.

Dziękuję mu za te lata pracy jako Kościelnego za czasów moich poprzedników i w mych początkach. Byłeś panie Staszku dla mnie wielkim oparciem, bo żyłeś także dla naszego Pana Jezusa Chrystusa. Byłeś kościelnym w swej funkcji, ale przede wszystkim kościelnym wierzącym i kochającym założony przez Chrystusa Kościół

Nikt z nas nie żyje dla siebie…., jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana.

Dobrze o tym wiedziałeś, że życie wyłącznie dla siebie, a nawet jedynie dla najbliższych, jest czymś niewystarczającym, bo bycie chrześcijaninem zobowiązuje do czegoś więcej – do służby bliźnim.

Służyłeś więc tym, którzy w Glisnem wznieśli świątynię, by wspólnie wielbić Pana Boga, modlić się, przynosić przed ołtarz i do chrzcielnicy nowonarodzone dzieci, karmić się słowem Stwórcy i Chlebem z nieba, błagać o miłosierdzie, wyznawać sobie miłość oraz żegnać swoich bliskich.

Przez wiele lat pomagałeś gliśnianom w tym wszystkim, szczególnie śpiewając pieśni i prowadząc różne modlitwy, a zwłaszcza Godzinki, Koronkę i Drogę Krzyżową. Rozpoczynałeś śpiew nie tylko w kościele… usługiwałeś często przy pogrzebach prowadząc „paciorki”, ale i na Dróżkach Kalwaryjskich.

Lubiłeś pieśni religijne, a także piosenki z czasów służby wojskowej i te biesiadne, znając na pamięć po kilkanaście zwrotek. Nikt nie musiał prosić Cię o śpiewanie, bo pieśni i piosenki grały w twej duszy i nuciłeś je – jak sam mówiłeś – nawet w samotności, szczególnie kiedy odeszła żona. Dziękuję Ci dzisiaj za przykład, jak należy uczestniczyć w każdej Mszy św., w każdym nabożeństwie i modlitwie, będąc w kościele. Bo po to ma człowiek serce i usta, by głośno i radośnie chwalić Pana.

Nikt z nas nie żyje dla siebie…. w życiu i w śmierci należymy do Pana.

Nie myślałeś, jak wielu to czyni, że można obejść się bez Boga, że to, co się ma i kim się jest zawdzięczamy wyłącznie sobie. Trafnie powiedział znany muzyk Budki Suflera, który odszedł niedawno, autor wielu przebojów: Dużo od Boga otrzymałem, więc też Mu coś chcę dać.

Swoją codzienność powierzałeś Opatrzności Bożej i Maryi. Najbliżsi najlepiej wiedzą, jak byłeś nieraz utrudzony i zmęczony, lecz nie słychać było narzekania. Może to dlatego, że ze swym zmęczeniem, troską o rodzinę i różne sprawy przychodziłeś do kościoła i klękałeś przed Najśw. Sakramentem i tutaj otrzymywałeś pokrzepienie, siły do niesienia trudów życia. Nieraz się zastanawiałem, ile to jest w tym kruchym ciele chęci i sił do pracy…. w dodatku z niepełnosprawną ręką.

O jednej jeszcze rzeczy chciałbym wspomnieć i zarazem podziękować. Tęskniłeś za dawnymi czasami. Za pachnącym kiedyś inaczej niż teraz lasem i łąkami, za wyglądającą wtedy tak czysto poranną rosą, za zwierzyną hasającą po polach, a przede wszystkim tęskniłeś za tamtymi ludźmi, z którymi można było usiąść, porozmawiać nie tylko w niedzielne popołudnie, z którymi chodziłeś do kościoła w Mszanie i na Glisne, z którymi pracowałeś, spotykałeś się na ulicy, o których tak wiele wiedziałeś.

Byłeś swoistą kopalnią wiedzy o tamtych czasach i ludziach, znając ich rodzinne korzenie i ciekawe koleje losu. Lubiłeś o tym opowiadać, bo z natury rzeczy byłeś bardzo ludzki, interesujący się sprawami innych, nie zamykałeś się w swoim świecie, bo bliska była Ci ewangeliczna prawda, że nikt nie powinien żyć wyłącznie dla siebie. Często korzystałem z Twojej wiedzy, za co Ci też dziękuję.

Od czasu choroby, której pierwsze oznaki objawiły się ok. 20 lat temu, brakowało Ciebie w kościele, do którego tyle lat szedłeś na nogach, o charakterystycznej sylwetce, a po drodze zawsze coś zaobserwowałeś i dzieliłeś się tym po Mszy św. Brakowało tych chwil w kuchni, gdzie przy kawie opowiadałeś o wielu ciekawych rzeczach, a ostatnimi czasami, gdy pytałem: co słychać, mówiłeś: „E… płacze mi się coraz częściej”. Twój płacz był szczególny… wypływał z tęsknoty do tamtego czasu, który przeminął bezpowrotnie, i ludzi, którzy odeszli, ale nie na zawsze…., bo wierzymy, że czekają na nas tam, gdzie jest życie wieczne. Pamiętałeś o nich w zamawianych Mszach św. , w wypominkach, nawiedzając ich groby. A gdy dowiedziałeś się o moim zmarłych przed Wigilią bracie, zadzwoniłeś z wyrazami współczucia.

Dużo jest jeszcze takich spraw, zdarzeń i chwil, za które jestem Ci wdzięczny, za które są zapewne wdzięczni mieszkańcy Glisnego. Służyłeś śpiewem i prowadzeniem modlitwy w kościele jeszcze przez wiele lat od czasu, gdy poprosiłeś o zwolnienie z funkcji kościelnego. Pomagałeś z ochotą jeszcze długo twej następczyni przy różnych uroczystościach, pogrzebach, a ostatnie Godzinki jako kościelny prowadziłeś w dniu MB Gromnicznej. Potem nasze wspólnie Godzinki były w szpitalu w Rabce, a w naszym kościele w październiku ubiegłego roku, co nas bardzo ucieszyło.

Śpiewałeś, zwracając się do MB tak: „Święta Maryjo, Królowo niebieska, Matko Pana naszego Jezusa Chrystusa i Pani świata. Która nikogo nie opuszczasz i nikim nie gardzisz, wejrzyj na nas, Pani nasza, łaskawym okiem miłosierdzia swego i uproś nam u Syna swego miłego odpuszczenie wszystkich grzechów naszych, abyśmy którzy teraz święte Twoje Niepokalane Poczęcie nabożnym sercem rozpamiętywamy, wiecznego błogosławieństwa zapłatę w niebie otrzymać mogli….”

Tysiące razy twoje serce modliło się tymi słowami, chwaląc Pannę świętą i opowiadało Jej cześć niepojętą. W sobotę twoje serce i wargi zamknęła śmierć, którą św. Franciszek z Asyżu nazwał siostrą, bo otwiera nam drogę do życia bez łez i cierpienia – jak obiecał nasz Zbawiciel wszystkim, którzy go miłują.

Mocno wierzę, że jego słowa z dzisiejszej Ewangelii: „przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście…, które wiele razy były dla Twej duszy ukojeniem, przemienią się w radość, jaka Cię spotka ze spotkania z tym dla Którego żyłeś.

Głęboko też wierzę, że Maryja, którą czciłeś była dla Ciebie przy śmierci – jak śpiewałeś - słodką Opiekunką, że pomoże Twej duszy oczyścić się z wszelkich ludzkich grzechów i ułomności, i że dostąpisz w niebie „wiecznego błogosławieństwa zapłatę”. O to się teraz, zgromadzeni wokół Ciebie, modlimy śpiewając: Pani, wysłuchaj modlitwy nasze. A wołanie nasze niech do Ciebie przyjdzie. Błogosławmy Panu. Bogu chwała. A dusze wiernych zmarłych, śp. Stanisława, przez miłosierdzie Boże niech odpoczywają w pokoju. Amen. Niech się tak stanie.

                                                                                                                        Zdj. Jadwiga Karpierz

Życie Zakonne

zakon